Dobrze jest czasem wyjść z domu.
Bez dzieci.
Nie do urzędu, nie do sądu, nie "bo trzeba coś załatwić".
Wyjść do klubu, knajpy, na miasto.
Po prostu.
Przypomnieć sobie, że jest się kobietą, zrobić coś z włosami, zrobić makijaż, zrobić sajgon w szafie, w poszukiwaniu jakiegoś normalnego ciucha.
Wyjść.
Zobaczyć się z ludźmi, widzianymi ostatnio lata temu.
Odetchnąć.
Przez parę godzin nie myśleć o codziennych obowiązkach,
o problemach.
Poszaleć.
Poczuć się sobą, tą narwaną, trochę szaloną, pełną energii istotą, drzemiącą gdzieś w środku, głęboko zakopaną pod hałdami trosk, pokładami elementów, z których składa się samotna matka czwórki dzieci.
Wytańczyć się.
Spuścić czarną panterę z łańcucha.
Ostatnio udało mi się dwa razy.
Bestia poszalała, dodając "matce polce" sił.
Baterie naładowane.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I bardzo dobrze, cieszę się:)
OdpowiedzUsuńI oby tak raz na jakiś miesiąc najrzadziej..
OdpowiedzUsuń