niedziela, 14 lutego 2010

jestem nerwowa

Niestety, nawet bardzo nerwowa.
Co prawda przez lata nauczyłam się trochę panować nad sobą, wytrwale trenowałam cierpliwość, ograniczyłam listę rzeczy mogących wyprowadzić mnie z równowagi... Udało mi się nawet osiągnąć poziom niewzruszonego spokoju w obliczu sytuacji kryzysowych... Borykając się z Pechem Życiowym, pożyciem małżeńskim i pożyciem pozamałżeńskim, będąc matką i córką nie-do-końca-normalnej rodzicielki, padając ofiarą wszelkiej maści luk w przepisach obowiązujących w polskich urzędach, mając taki a nie inny charakter oraz takie a nie inne zasady moralne... wypracowałam w sobie maksimum samokontroli. Jakimś niepojętym sposobem to maksimum nieustannie ulega cudownemu poszerzeniu swych granic, ale to akurat już mi nie przeszkadza.
Gdybym mogła zakończyć ten wątek na powyższym spisie własnych osiągnięć w kierunku bycia "spokojnym człowiekiem", zapewne popadłabym w samozachwyt i otworzyła zaoczny kurs dla osób nerwowych... Ale nie mogę. Mam swoje czułe punkty, pięty achillesowe, narowy, uczulenia... Niezależnie
od nazewnictwa, nadal w jednej sekundce potrafię płynnie przejść w stan ostrego wkurwu, a wtedy, za przeproszeniem, zamieniam się w taką typową "zimną sukę"... Logika i racjonalność znikają jako ten sen złoty, cierpliwość i zrozumienie bliźniego po prostu idą się jebać. Dawniej nagminnie zdarzało mi się w takich sytuacjach odwoływać się do stosowanych przypadkowo rozwiązań siłowych, żeby nie powiedzieć, że szukałam rozróby, bądź ją wszczynałam... ale na szczęście tego oduczyła mnie praca w ochronie... ileż można dostawać upomnień za danie komuś w twarz?
Póki co pracuję nad sobą dalej, analizuję nadwrażliwość na pewne tematy, sprawy... Wielokrotnie zamiast dać się ponieść nerwom, biorę głęboki wdech, rzucam w myślach wiązankę i rozpracowuję przyczynę bodźca na części pierwsze... Ale, niestety, nie zawsze... czasem, tak jak dwie godziny temu, bestia się budzi i żąda krwi...

3 komentarze:

  1. Oj, ciężko tak pozbyć się kawałka siebie. Dobrze, że przejmujesz nad tym kontrolę, że myślisz o tym, co się wokół Ciebie dzieje lub może dziać. Wytrwałość, to jedyne, co może pomóc, a jeśli to nie, to może nutella? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Obawiam się że do nutelli za duża konkurencja w domu:) Ale myślę że czasem po prostu trzeba sobie pozwolić na taki wybuch. Inaczej ten który się w końcu wyrwie... Sama wiesz co zrobi z miastem... :)

    OdpowiedzUsuń